aaa4
Dołączył: 07 Lis 2017
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Czw 11:29, 23 Lis 2017 Temat postu: jest |
|
|
pewniam cię - powiedziała Virginia z godnością - że zarówno uwodzenie, jak i zemsta są w tym przypadku absolutnie wykluczone. Więc bądź uprzejma zamknąć wreszcie buzię.
- Święta racja. Przebrałaś miarkę, Debby. Daję ci słowo, że Ginny i ja świetnie się rozumiemy.
- Naprawdę? - Popatrzyła na nich sceptycznie. - No dobrze, ale od kiedy pozwalasz mu nazywać się Ginny?
- Nie pytałem o pozwolenie - wtrącił, nim Virginia zdążyła się odezwać. - Ale Ginny nie ma nic przeciwko temu. Prawda, Ginny?
- Hm, nie, skądże, A.C.
- No tak wiedziałem, że mnie to spotka - stwierdził żałośnie.
- Nikt nie mówi do niego A.C. - wyjaśniła Debby i pociągnęła nosem. - Czyżby zapach kawy? Chętnie się napiję.
Wcześniejsze podniecenie Virginii ustąpiło. Zastanawiała się teraz, czy powinna czuć się winna. Chyba nie. Wystarczyło jedno spojrzenie na Debby. Jej mina świadczyła o tym, że dziewczyna na pewno nie jest w rozpaczy. Raczej dobrze się bawiła, a dociekliwe pytania wynikały jedynie z troski o dobro siostry.
Może wzruszyłoby to Virginię, gdyby nie fakt, że wcale nie potrzebowała takiej opieki. Starała się od dawna wyjaśnić to rodzinie. Z mężczyznami radziła sobie całkiem dobrze. Co prawda w taki sposób, że po śmierci męża postanowiła nie angażować się w żadne trwałe związki. Przerażała ją wizja kolejnego niepowodzenia. Każdy nowy związek również mógł zakończyć się fiaskiem.
- Pewnie chcielibyście porozmawiać - mruknęła. - Idę się ubrać. - Nie czekając na odpowiedź, poszła do sypialni. Usłyszała jeszcze, jak Debby mówi:
- Zanim pogadamy o naszych złamanych sercach, Ryerson, najpierw muszę sobie strzelić kawę.
Wyciągnęła z szafy to, co jej akurat [link widoczny dla zalogowanych]
wpadło w rękę. Włożyła granatowe spodnie z miękkiej wełny i bluzkę w żółto-białe paski. Zaczesała włosy gładko do tyłu i związała na karku aksamitną wstążką. Jeszcze delikatny makijaż i z zadowoleniem stwierdziła, że jej twarz nie zdradza już przeżyć dzisiejszego poranka. Jest taka, jak zwykle - pogodna i spokojna.
Dobiegały ją przytłumione głosy Ryersona i Debby. Lekki ton rozmowy świadczył o jej przyjacielskim charakterze. To z pewnością nie była wielka namiętność i oboje najwyraźniej odczuli ulgę, że romans skończył się wreszcie.
Kiedy kwadrans później wróciła do kuchni, pachniało jajecznicą i grzankami. Ryerson serwował śniadanie. Można by sądzić, że od lat tutaj mieszka, uznała po cichu. Co dziwniejsze, ta myśl wcale nie wydała się jej przykra.
Debby siedziała przy stole popijając kawę. Najwyraźniej pogodziła się już z obecnością Ryersona.
- Podobno wiesz już o naszych niedoszłych planach weekendowych?
- Coś niecoś. Szkoda tylko, że [link widoczny dla zalogowanych]
zrezygnowałaś z nich w tak dramatyczny sposób. Mama z tatą bardzo wzięli sobie do serca całą sprawę.
- Nie przypuszczałam, że moja kartka wpadnie im w ręce. Zaznaczyłam na kopercie, że to dla Ryersona.
- Mogłaś przewidzieć, że dostarczą ją wtedy, gdy twój ojciec będzie u mnie w biurze - powiedział szorstko.
- Nie musiałeś przy nim czytać!
Post został pochwalony 0 razy
|
|